Geburstag, czyli jak Warszawa to tylko z… Menelem ;)

Na luźnym spotkaniu w Zabrzu padła propozycja od Michała, Marek podłapał pomysł a my mu ochoczo przyklasnęliśmy! Robimy niespodziankę na 40 urodziny Uli! I nie, że takie zwykłe niespodziankowe. Nie! Te urodziny jubilatka miała zapamiętać na całe życie 🙂

Przygotowania i spisek trwały w tajemnicy na forum. Michał gimnastykował się niewyobrażalnie i nawet teściową wciągnął w zdradziecki plan. Mogę sobie tylko wyobrazić ile nerwów kosztowało go oszukiwanie żony i szykowanie dla nas miejsc noclegowych z wyżywieniem.

Dojechaliśmy do celu już po ciemku. Michał czekał na nas pod sklepem wymknąwszy się z domu pod pretekstem pilnego spotkania z kolegą. Eh, ci koledzy. Zawsze potrzebują naszych mężów wtedy kiedy żony mają dla nich kupę roboty 🙂 Podjechaliśmy w okolicę domu wkręcanej Uli i wkręcającego Michała. Marek przystąpił do szybkiej metamorfozy. Takiego rosłego i dorodnego menela rzadko się widuje 🙂 Wszyscy zgodnie orzekliśmy, że Ula nie ma szans rozpoznać w nim bardzo przecież charakterystycznego kolegi. Nikt by nie rozpoznał 🙂 Michał zakwaterował nas chwilowo w pomieszczeniu z monitoringiem byśmy nie zdradzili podstępu i równocześnie mogli obserwować jak jubilatka zdaje życiowy egzamin z ludzkich odruchów.

  

Zadźwięczał dzwonek przy furtce i zaczęło się 🙂 Ula, nieświadoma zagrożenia i spodziewając się wizyty koleżanki odruchowo wpuściła gościa na podwórko. Jakież musiało być jej zdziwienie kiedy przed sobą zobaczyła zupełnie obcego, obdartego ale niezwykle czystego, najwyraźniej lekko upośledzonego menela, który pokornie i grzecznie prosił o coś do jedzenia 🙂 Delikatnie, grzecznie aczkolwiek stanowczo zaczęła wyprowadzać pana za bramkę i z pewnością poczuwszy ulgę odgrodziła się od niespodziewanego gościa. Nawet własny, rodzony pies  zdradził swoją panią i zamiast bronić przed zagrożeniem przyjaźnie witał się z nieznajomym!

Nie zrażona gospodyni pobiegła do domu wołając mniej więcej tak: “Mamo, bo tam taki wielki pan przyszedł i prosi o jedzenie!”. Wywołało to niemałe rozbawienie wśród obserwujących sytuację i salwy śmiechu o mało nie zdradziły naszej obecności. Nie zdawaliśmy sobie bowiem sprawy, że od Uli i jej mamy dzielą nas jedynie jedne drzwi i mały korytarzyk.

Po chwilowym zamieszaniu w kuchni nasza Złota Dusza wróciła do Menela dzierżąc w dłoni kanapki (“…no bo jak on będzie jadł jak dam mu cały kawałek chleba?”) oraz parówki! Wręczyła  wszystko wygłodniałemu gościowi, który nie czekając zabrał się za jedzenie i dziękował serdecznie za poratowanie. Wycofując się do domu Ula (wg jej słów) pomyślała jeszcze, że te oczy są jakoś bardzo znajome, ale o czymże będzie rozmawiała z nieznajomym? I poszła do domu. Zanim jednak tam doszła wypadliśmy hurtem z naszej kryjówki śpiewając gromkie “Sto lat!”. Zaskoczona bardzo jubilatka witała się z nami a zza bramki dochodziło wołanie: “Wpuścić menela!” 🙂

Filmową relację z tego doniosłego wydarzenia z pewnością będziecie mieli okazję obejrzeć, jak tylko główny technik zmontuje dostępny materiał.

Reszta dnia minęła nam w doskonałych nastrojach i jeszcze lepszym towarzystwie. Co chwilę od nowa przeżywaliśmy w rozmowach emocje dzisiejszego dnia. Szybko zrobił się późny wieczór i wszyscy zmęczeni ułożyliśmy się do snu.

Kolejny dzień postanowiliśmy spędzić na zwiedzaniu Warszawy. Oczywiście jeden dzień to zdecydowanie za mało żeby skorzystać z wszystkich atrakcji oferowanych przez to piękne miasto. Jednak Michał stanął na wysokości zadania i perfekcyjnie rozplanował zarówno zwiedzanie jak i poruszanie się komunikacją miejską po niemałej przecież aglomeracji.  I tak, przyzwyczajeni do poruszania się za pomocą samochodów, mieliśmy niemałą atrakcję i frajdę przesiadając się z autobusów do tramwai i metra, które jakby na zamówienie naszego przewodnika podjeżdżały dokładnie w chwili, w której my dochodziliśmy na przystanek 😉 Pospacerowaliśmy zatem po starówce, odwiedziliśmy Pomnik Małego Powstańca, stanęliśmy jak miliony innych turystów przed nami pod Kolumną Zygmunta i oczywiście wyjechaliśmy na XXX piętro Pałacu Kultury i Nauki aby zobaczyć panoramę Warszawy. Zwiedziliśmy też Muzeum Powstania Warszawskiego, które wywarło na nas niemałe wrażenie.

      

Ponieważ na ten dzień zaplanowane było rodzinne spotkanie urodzinowe, na które i my byliśmy zaproszeni, o ustalonej godzinie wróciliśmy do domu Michała i Uli na przepyszny domowy obiad. Posileni i pełni nowych wrażeń zabraliśmy się za pomoc  w przygotowaniach. Z niemałym podziwem obserwowaliśmy też wprawę z jaką nasz kolega produkował profesjonalne sushi! No chapeau bas Michale! A jakie było pyszne!

Gdy goście byli już w komplecie na stół wjechał przecudnej urody i wyjątkowego smaku tort autorstwa Aguśki. Powiem Wam jedno: chyba mamy faworytów do kolejnej nagrody w kategorii Sukces Kulinarny!

Zabawa w doborowym towarzystwie znowu trwała do nocy. Były nawet śpiewy przy dźwiękach gitary i tym razem Aga zastąpiła godnie Jareckiego w tym trudnym zadaniu. A rankiem, jeszcze nie nasyceni cudownymi rozmowami namówiliśmy mamę Uli (nie musieliśmy bardzo nalegać 😉 ) na opowieści o historii jej rodziny i Warszawy. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i koło południa, po doskonałym rosole, zebraliśmy się w podróż powrotną.

Dziękujemy serdecznie Uli, Michałowi, dzieciakom i całej rodzinie za cudowne przyjęcie postrzelonych Pozytywnych i wspaniale spędzony czas! Z pewnością jeszcze odwiedzimy Was i Warszawę w innych okolicznościach przyrody!