Indianie i kowboje czyli “Dziki Zachód w Kurozwękach”

Jeszcze tydzień wcześniej nie wiedzieliśmy czy gdziekolwiek pojedziemy. We wtorek Ania podrzuciła temat z Camper Teamu i zaczęła się burza mózgów! Czasu na decyzję było mało a z powodu nieciekawych prognoz mieliśmy spore wątpliwości i obawy. W końcu uznaliśmy, że raz się żyje i postanowiliśmy chwycić byka za rogi 😉 Już po drodze przekonaliśmy się, że meteorolodzy tym razem się nie pomylili i z niepokojem obserwowaliśmy ciemniejące niebo. Jednak jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B więc niezrażeni dojechaliśmy w końcu do Kurozwęk i założyliśmy nasze obozowisko wśród wielu już przybyłych, podobnych nam szaleńców 🙂

Przywitali nas radośnie przyjaciele (zwani czasami z niewiadomych przyczyn geriatrią) i z miejsca wciągnęli w doskonałą, wieczorną i późnowieczorną zabawę. Mimo, że muzyka odbiegała raczej od tematu przewodniego zlotu to jednak głośnymi śpiewami i tańcami na bosaka nie powstydzili by się z pewnością mieszkańcy dawnego Dzikiego Zachodu!

Poranek nie należał do najlżejszych, jednak wszyscy wydobyliśmy się z łóżek gotowi do eksplorowania kempingu oraz rozległego terenu Pałacu w Kurozwękach. Niestety pogoda pokrzyżowała nam plany i przez kilka godzin ukrywaliśmy się przed deszczem.

Gdy tylko ulewa odpuściła, żądni zabawy ruszyliśmy rozpoznać przygotowane przez organizatorów atrakcje. Wszyscy mieli co robić 🙂 Dzieci korzystały z powszechnie dostępnych pyszności, karuzel, labiryntów, huśtawek i innych urządzeń drenujących kieszenie rodziców, natomiast dorośli mogli bez przeszkód pooglądać piękne samochody. Wspaniałe  Mustangi zjechały bowiem do Kurozwęk i pozostawiły niezapomniane wrażenie i pamiątki w postaci fotografii.

Wszystkim wiadomo, że uwielbiamy muzykę i taniec więc ochoczo wzięliśmy udział w koncercie rozkręcając imprezę. Odlotowa grupa nauki tańca liniowego country  Dancing Riders wprowadziła nas w podstawowe tajniki swojej sztuki co, jak się później okazało przydało nam się dnia następnego.

W doskonałych nastrojach, ale nieco już głodni postanowiliśmy skorzystać z przygotowanego przez organizatorów zlotu posiłku w postaci pierogów różnego rodzaju. Było pysznie 🙂 Po obiedzie zostaliśmy pozytywnie zaskoczeni przez Elę i Zbyszka! Ich przyjazdu bowiem zupełnie się nie spodziewaliśmy z powodu powodzi, która nawiedziła ich miejscowość zalewając dom i warsztat. Spontaniczną decyzję o wyjeździe “mimo wszystko” zachowali w tajemnicy i ich widok był dla nas wielką radością!

Po poobiedniej sjeście wróciliśmy na teren zespołu pałacowego. Niebo zaczęło się już zupełnie wypogadzać więc przystąpiliśmy do naszej ulubionej rozrywki – muzyka, taniec i śpiew 🙂 Przydała się odbyta dzień wcześniej lekcja, ponieważ korzystając z nabytych umiejętności wygraliśmy konkurs zorganizowany przez zespół!  Nauczyliśmy się również podstawowego kroku do tańca indiańskiego i odtańczyliśmy go wspólnie z grupą Wokini i częścią widzów 🙂 Wracaliśmy wieczorem do naszych powozów podziwiając piękny zachód słońca przesłonięty mgłą podnoszącą się z okolicznych pól.

Resztę wieczoru spędziliśmy przy muzyce, tańcząc i śpiewając. A przy okazji śpiewów doszło do zakładu dotyczącego tekstu jednej z piosenek. W efekcie rankiem Zbyszek wstał wyjątkowo wcześnie aby przywitać nas takim oto widokiem 🙂

Niedziela wstała pogodna postanowiliśmy więc skorzystać z wycieczki i zobaczyć z bliska hodowane tu od lat bizony amerykańskie. W tym celu zaopatrzyliśmy się w bilety i o umówionej godzinie zapakowaliśmy się grupowo do wozu zaprzęgniętego w traktor,  zwanego przez nas “dzieciowozem”. Wycieczka krótka, ale treściwa 🙂 Nauczyliśmy się trochę o życiu tych zwierząt, jednak największe wrażenie zrobiła informacja o cenie jaką osiąga mięso bizonów na polskim rynku! Niektórzy zaczęli nawet planować otwarcie nowego biznesu 🙂

Dzień mijał szybko na oglądaniu tańca na koniach, zwiedzaniu Pałacu Popielów, wysłuchiwaniu lekcji historii oraz podziwianiu pięknej parady country, przemierzającej podwórzec pałacu. Brały w niej udział również podziwiane przez nas wcześniej Mustangi, które żegnały widzów imponującym “gulganiem” silników.

Wieczorem, pełni nowych wrażeń, wypoczęci i zadowoleni, rozjeżdżaliśmy się do domów w promieniach zachodzącego słońca. Mamy w planach wrócić tu za rok!