Chorwacja po raz … n-ty, a jeszcze się nie znudziła

W tym roku plan wyjazdu na urlop był prosty – ruszamy 13 lipca i mamy 2 tygodnie, aby pojechać tam, gdzie nas oczy poniosą. Z racji poszukiwania ciepła oczywistym celem naszych wojaży przez ostatnie lata była Chorwacja. W tym roku postanowiliśmy, że nie będziemy zmieniać dobrego i ruszamy do Chorwacji. Niestety rok ten przyniósł również dużo mniejsze zainteresowanie wyjazdem na południe Europy (przyczyn było wiele), więc koniec końców zdecydowaliśmy się na wyjazd w 2 ekipy!

Dwa tygodnie przed wyjazdem zapadła kolejna decyzja – jedziemy do Basko Polje, bo tam będzie czekać na nas już trzecia ekipa i przez tydzień będziemy razem.

Słońce wstaje, a my już w CRO

W piątek 13 lipca o godzinie 5.00 wreszcie wyruszyliśmy w trasę. Przed nami prawie 1300 km. Decydujemy, że jedziemy ile damy radę i robimy nocleg, jak nam się zachce spać. Pierwszym zaskoczeniem okazał się prawie całkowity brak korków, poza jednym miejscem – mianowicie przed miejscowością Czadca na Słowacji. Później droga mijała bardzo szybko (jak na jazdę z przyczepą) i patrzyliśmy tylko, jak zmienia się język w jakim czytamy przydrożne reklamy (oczywiście z tym czytaniem na Węgrzech to jest małe przegięcie, ale …). W okolicach godziny 23 dotarliśmy do postoju w Chorwacji, gdzie postanowiliśmy przenocować i o 4.00 ruszyć w dalszą drogę. Do Basko Polje dotarliśmy w okolicach godziny 9.00 i … szok! Gdzie jest morze?

A jednak morze jest (tylko trochę daleko od kempingu), a nawet sklepik na wodzie jest :)

Kompleks Basko Polje jest bardzo duży, a wręcz ogromny. Składa się nie tylko z pola kempingowego, ale również z domków na wynajem, apartamentów, namiotów. Niestety pole kempingowe jest położone na samym końcu kompleksu około 500 metrów od morza. Zaletą kempingu są drzewa, a zwłaszcza cień rzucany przez nie. Musieliśmy jednak użyć moverów, aby wjechać na parcele, bo przyczepy wchodziły na centymetry między drzewami. Wadą wysokich drzew jest również słabe ładowanie akumulatora przez solary.

Pierwsze dni spędziliśmy na plażowaniu, kąpielach oraz zwiedzaniu okolicznych miejscowości – Baśka Voda oraz Promajna. Wzdłuż brzegu morza ciągnie się alejka łącząca te dwie lokalizacje, i do każdej z nich można dojść dosłownie w kilkanaście minut. Wieczorami ruch na tej arterii komunikacyjnej jest znaczny, ale widoki jakimi można się napajać rekompensują przepychanie się w tłumie ludzi. Ponieważ nasz pobyt zbiegł się w czasie z wywalczeniem przez Chorwatów wicemistrzostwa świata w piłce nożnej, mogliśmy podziwiać na ulicach Baśki Vody, jak potrafią się cieszyć z takiego wydarzenia. Wokół nas feria barw, klaksony, piszczałki, koncerty, rozbawieni ludzie jeżdżący np. na dachach samochodów, po 3 osoby na motorze itp. Policja stojąca na poboczu spokojnie przyglądająca się temu i wbrew naszym przyzwyczajeniom, nie podejmująca interwencji.

Tak świętują Chorwaci zajęcie II miejsca w MŚ w piłce nożnej

Ścieżka wzdłuż morza do Promajny i Baśki Vody

W połowie pobytu wybraliśmy się na wycieczkę statkiem z Baśki Vody na wyspę Hvar, a konkretnie miejscowość Jelsa a następnie na wyspę Brać w okolice Złotego Rogu (Zlatni Rat). Wycieczka trwała prawie cały dzień, a w trakcie rejsu zostaliśmy uraczeni grillowaną makrelą a dla dzieci grillowany kurczak. Najlepszą zabawą w trakcie rejsu okazało się … karmienie mew resztkami z obiadu. W procederze tym uczestniczyły dzieci, ale z nie mniejszą przyjemnością również dorośli. Oprócz jedzenia, na stole pojawiło się również chorwackie wino, które to co poniektórym posmakowało tak bardzo, że aż uśpiło 🙂

 

Statek którym płynęliśmy i widok z portu w Jelsie

Zabawy dzieci na wyspie Brać oraz dorosłych na statku :)

Wszyscy zastanawialiśmy się, czy zaraz nie dojdzie do abordażu :P

W trakcie naszego pobytu nie mogliśmy również odmówić sobie odwiedzenia miejscowości Omiś.  Jest ona sama w sobie piękna, ale ze względu na swą popularność strasznie zatłoczona. Zjedliśmy szybki (ale chyba dla Chorwatów) posiłek i wyruszyliśmy na punkt widokowy, z którego można obserwować kanion rzeki Cetina.

Punkt widokowy na kanion rzeki Cetina

  

Omiś - połączenie gór i morza. Piękny, ale zatłoczony oraz "mały" obiad :)

Zwiedzając teren kempingu natrafiliśmy na … kino pod chmurką z własną sceną, niestety z wyglądu nie działające od co najmniej kilkunastu lat. Świadczyć to może o tym, że kiedyś był to ośrodek dla VIP-ów. Tutaj pojawia się również polski akcent – dwa projektory na taśmę filmową 35 mm wyprodukowane przez Łódzkie Zakłady Kinotechniczne prawdopodobnie około roku 1976. Stoją sobie do dzisiaj zapomniane i zakurzone, aż łezka się w oku kręci!

Kino pod chmurką - Baśka Voda

Polski akcent w Chorwacji - dwa projektory na film 35 mm

Po tygodniu nadeszła pora na zmianę miejsca na takie, gdzie nie trzeba nad morze jechać autobusem 😛 (to żart oczywiście). Z samego rana spakowaliśmy się i wyruszyliśmy Jadranką na północ. Po przejechaniu prawie 180 km krętymi górskimi drogami dotarliśmy do Prosiki na znany nam sprzed roku Kamp Kalebić (o tym miejscu więcej możecie przeczytać tutaj: Chorwacja 2017). Ulokowaliśmy się na samym jego końcu, dosłownie kołami w wodzie. No i właśnie tego nam było potrzeba – rano po otwarciu oczu można wyglądnąć przez okno i ma się taki oto widok 🙂

 

Miejscówka chyba nie najgorsza. Do morza jakieś ... 2 metry :)

Tutaj dopadło nas błogie lenistwo i 7 dni odpoczynku oraz moczenia czterech liter w ciepłym Adriatyku 🙂 Spotkaliśmy tutaj również kilku starych przyjaciół, z którymi to mogliśmy powspominać poprzednie pobyty (sprzed roku, dwóch, ale również sprzed ośmiu).

"Starzy" przyjaciele 

Oraz "nowi" przyjaciele :P

Wisienką na torcie było wypłynięcie motorówką w miejsce, gdzie można zobaczyć delfiny. Nie zawiedliśmy się!

Niestety wszystko co dobre, kiedyś się kończy, tak i nam kończył się powoli urlop i nadszedł czas na powrót do domu. Wyruszyliśmy w piątek wieczorem i o dziwo bez żadnych korków! dojechaliśmy do granicy Chorwacji, gdzie zrobiliśmy przerwę na sen. Następnego dnia również bez przeszkód dotarliśmy do domów. Ze świeżymi wspomnieniami musieliśmy szybko powrócić do szarej rzeczywistości i rozpocząć przygotowania do powrotu do pracy.

Żegnając się z Chorwacją, obiecaliśmy sobie, że za rok znów tu powrócimy…