W ostatni piątek tegorocznego lata wybraliśmy się w czwórkę do Brennej. Jak tylko czas pozwolił, w letnich nastrojach i strojach wyruszyliśmy w drogę. Pogoda nas rozpieszczała: słoneczko i temperatura oscylująca w granicach 27 stopni C. Nic nie przypominało mającej zacząć się jutro astronomicznej jesieni.
Resztę dnia i wieczoru spędziliśmy tradycyjnie przy ognisku, grając, śpiewając, piekąc kiełbaski. Świetne towarzystwo i letnia aura sprawiły, że poszliśmy spać dobrze po północy. Nawet Ada wytrwała do późna 🙂
Trudno było uwierzyć w zapowiedzi rychłego załamania pogody, jednak już w nocy przekonaliśmy się, że tym razem synoptycy nie kłamali. Kilkakrotnie obudził nas deszcz głośno bijący o dach przyczepy. A rano z niedowierzaniem spoglądaliśmy na termometry. Wskazywały ledwie kilka stopni. Mieliśmy jednak dość ambitne plany na ten dzień i chyba tylko tornado byłoby w stanie nas powstrzymać przed ich realizacją!
Po pożywnym śniadaniu wyruszyliśmy nadrobić niezbyt owocne poszukiwania grzybów w Białym Brzegu. Już na samym starcie okazało się, że wyprawa w góry po długiej przerwie od takich wędrówek to, delikatnie mówiąc odważna decyzja 🙂 Nasza trasa zaczęła się od ostrego podejścia. Nie było chyba tak daleko jak stromo i nie przyzwyczajone nogi i płuca chwilami wydawały się mówić nam, że popełniamy błąd.
Mimo tego w doskonałych nastrojach brnęliśmy do góry, zbierając po drodze nieliczne jak się wydawało grzybki. Mówią, że im dalej w las tym więcej drzew. To samo chyba można powiedzieć o grzybach. Pokonawszy bowiem największą stromiznę rozeszliśmy się trochę na boki od głównego szlaku i oczom naszym zaczęły ukazywać się skupiska podgrzybków i pięknych prawdziwków! Schylając się co kawałek i wypełniając koszyczki dotarliśmy do wieży widokowej pod Starym Groniem.
Zrobiliśmy sobie krótką przerwę w wędrówce, złapaliśmy oddech i ruszyliśmy w kierunku Chaty Grabowej. Każdemu z nas marzył się już solidny, ciepły posiłek. Ta część trasy była o wiele łatwiejsza i krótsza, co wcale nie oznacza, że mniej urokliwa.
Na miejscu posililiśmy się pyszną kwaśnicą, odpoczęliśmy, opatrzyliśmy rany (tzn. ja opatrzyłam 😉 ) i ruszyliśmy w drogę powrotną. Schodziliśmy nieco inną trasą. Dopełniając po drodze koszyki i napawając się piękną przyrodą, maszerowaliśmy w stronę Brennej.
Na miejscu po krótkim odpoczynku zabraliśmy się do szykowania niespodziankowego, dawno Damianowi obiecanego obiadu. Lepienie pierogów na kempingu to niezłe wyzwanie logistyczne ale także świetna zabawa 🙂 Ada w każdym razie wydawała się być niezwykle rozbawiona nauką lepienia ruskich 😉 Naprodukowaliśmy około 130 pierogów! Mimo bardzo zaostrzonych apetytów po długim spacerze, nie daliśmy rady wszystkich pochłonąć, więc reszta wylądowała w kamperowym zamrażalniku a ostatecznie w Zabrzu.
W tym samym czasie Damian naprawiał nasz zmasakrowany na ostatnim wyjeździe zaczep. Dobry z Niego fachowiec bo robota poszła Mu bardzo szybko i skutecznie. Już nie będziemy się stresować czy przyczepa nie odjedzie w swoją stronę w trakcie podróży 🙂
Wieczorem Ada wyraziła chęć spędzenia czasu przy ognisku. Niestety spełnienie jej prośby okazało się niemałym wyzwaniem ponieważ namoknięte przez noc drewno za nic nie chciało zająć się ogniem. A temperatury wyraźnie przypominały, że to pierwszy dzień jesieni! Na szczęście po kilku (kilkunastu?) próbach zaliczyliśmy sukces i mogliśmy trochę rozgrzać zmarznięte kości 😉
Niedzielny ranek przywitał nas chłodem i wiatrem. Zmęczeni wczorajszym wędrowaniem postanowiliśmy (sorry Aduś 😉 ) spędzić przedpołudnie stacjonarnie na kempingu. Damian usilnie chuchając i dmuchając (obawialiśmy się, że zdąży dopiero na kolację 😉 ) rozmrażał na wspólny obiad własnoręcznie złowionego dorsza. Już kiedyś próbowaliśmy tego specjału i nie mogliśmy się doczekać aż trafi na patelnię! Po długawym oczekiwaniu udało się podzielić rybę na “łanpisy”. Wspólnymi siłami usmażyliśmy wszystko i nasyciliśmy żołądki w błyskawicznym tempie.
Jeszcze tylko szybka kawa z kukawą i czas najwyższy opuścić niewielki, klimatyczny kemping. Bardzo lubimy to miejsce i z pewnością wrócimy tu nie raz. A naszym towarzyszom dziękujemy serdecznie za spędzenie z nami tego kulinarno – turystycznego weekendu. Było cudownie!